Drugi dzień, zmiana klimatu, choć nadal faworyzowani fani (fanki?) ostrzejszego (no bez przesady ale zawsze) p.........cia. Na scenie po dużej obsuwie zatem sporo po północy (mieszkańcy Ursynowa czy byliście wniebowzięci) pojawili się symfonicy z Najtfisz tfu Nightwish'a. I znowu walka o byt pod sceną a tam eksplozja fajererków, buchające dymy, których niejeden kotłowniany komin by pozazdrościł i scenografia ni to z teatru ni z koncertu bardzo art rockowego. Niestety i może się tu teraz narażę, ale jak dla mnie był to z lekka cukierkowy przerost formy nad treścią. Czuć brak Tarji Turunen, która może i była chodzącym fochem, jednak wokalnie i scenicznie to górna półka, której tutaj zabrakło. Choć słowa uznania dla perkusisty, który dwoił się i troił za zestawem przybierając kolejne groźne mniej lub bardziej wyuczone(?) miny ;)
Muzycznie nie do końca moja bajka, choć muszę przyznać, że oglądało się to nieźle, stąd i obrazków ( o dziwo) multum, zapraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz